Rzucone

(zagadka ukryta za słowami)


Na temat etymologii owego wyrażenia nie znalazłam żadnych informacji i najpierw zajmę się nim w sensie przenośnym. Stosowane jest dość popularnie, a dotyczy czegoś w liczbie mnogiej i to w konkretnej ilości, acz niezbyt dużej. Dosyć trudno określić, czy „one” są czymś dobrym czy też odwrotnie, bowiem zależnie od sytuacji mogą być tak przydatne, jak i całkowicie zbędne.
Z reguły sami nigdy nie prosimy o nie, tym niemniej są następstwem naszych słów, naszego stanowiska. To, jak je odbierzemy, zależy od naszej gotowości na dyskusję lub na krytykę, ale również od postawy ich „darczyńcy”. Jeżeli mamy odczucie, że rzuca nam je z pozycji wyższości bądź wtrąca się w nieswoje sprawy, to będą drażnić, denerwować, prowadzić do konfliktów. Przy takim podejściu są zawsze niepotrzebne. Inaczej, gdy dostrzeżemy w nich intencję pomocy lub szczere zainteresowanie, wówczas mogą stać się impulsem do ożywienia tematu, pokazania go w innym aspekcie czy jego uzupełnieniem.
W znaczeniu dosłownym to bardzo mało, takie prawie nic i jeżeli na tyle ocenia się jakiegoś człowieka, na pewno nie świadczy to o nim dobrze. Ale, ale, uwaga, ponieważ jeden z dramaturgów był innego zdania łącząc szukany dzisiaj termin z dziełem muzycznym, zaś wartość tychże, jak ogólnie wiadomo, jest przecież bezcenna. Na koniec dodam, że nasze pojęcie w stanie spoczynku niewiele jest warte, a prawdziwej mocy nabiera dopiero wówczas, gdy się je wtyka, dokłada, wtrąca, dorzuca, a nawet wtrynia… teraz chyba już wiecie, o co mi chodzi? Dla pewności sprawdźcie proszę rozwiązanie zagadki poniżej.