Gwiazda

Nareszcie! Dzisiaj ją zobaczę! Podniecenie myśli udzieliło się też moim nogom - machinalnie przyśpieszyłam kroku. Stukot obcasów na zadbanym parkiecie sprawił, że jakaś para ustąpiła mi miejsca, przy czym kobieta spojrzała na mnie z naganą. Przyznałam tym ludziom rację, tutaj nie powinno się pędzić. Niepowtarzalne wnętrza samoistnie zmuszały, by przemieszczać się po nich z należnym im szacunkiem. Na powrót zwolniłam i już lepiej kontrolując swe emocje poświęciłam uwagę temu, co aktualnie mijałam.
Wnikliwy obserwator domyśliłby się może, że nie było we mnie ciekawości pasjonata, zachowywałam się raczej jak typowa turystka. Nie interesowało mnie, za kogo mnie biorą, istotnym było, że posuwałam się do przodu i nikomu nie podpadałam. Oczy pilnujących uważnie śledziły tu każdego, a czym bliżej sali, gdzie była ona, tym naturalnie byli czujniejsi.
Nie tylko ja jedna przyszłam tu wyłącznie dla niej. Jej sława wykraczała poza granice naszego kraju, stąd nie zdziwiło mnie wcale, że słyszę wokół siebie obce języki. Grupka Japończyków przystanęła bezradnie z wzrokiem utkwionym w swego przewodnika; wykorzystałam sposobność, by obejść ich łukiem. Byłam coraz bliżej celu – bardziej czułam to, niż wiedziałam. Coraz trudniej udawało mi się ukryć napięcie i choć nie przyszłam tu w złych zamiarach, na moje czoło wystąpił zimny pot. Tuż potem serce na małą chwilę zabiło w synkopach, ponieważ wstrzymałam oddech. Uczyniłam to bezwiednie, ale jakby inaczej? Wreszcie ją odkryłam!
Znajdowała się dokładnie na przeciw mnie, wyraźnie widoczna na tle ciemnych ścian i – jak przystało na gwiazdę – ze skierowanymi na siebie snopami reflektorów. Zbliżałam się do niej zahipnotyzowana jej doskonałością, która na równi przyciągała i onieśmielała. Przystanąwszy w stosownej odległości, za sznurem oddzielającym nasze światy, skinęłam głową w niemym powitaniu. „Witaj, Piękna!” – dokończyłam już w myślach, a wówczas kąciki jej ust minimalnie się rozszerzyły. Złudzenie optyczne czy tylko moje pobożne życzenie? Jakby nie było, pomimo jej niewątpliwie ustawionej pozy, zachwycała niewymuszoną dystynkcją i spokojem bijącym z jej wzroku. Nawet odkrycie niewielkiej skazy - zgrubienia na łuku szyi, nie ujęło jej urody, a w moich oczach wręcz dodało sympatii. Jakby zdając sobie sprawę, że będzie obiektem podziwu, w swych dłoniach trzymała jakieś zwierzę, zapewne jako oryginalną maskotkę. Tak, niewątpliwie była warta ogólnych zachwytów; zrozumiałam tych wszystkich, którzy ją pożądali!
Stałam przed nią w bezruchu, naciskana już dyskretnym szeptem na zrobienie miejsca dla innych. „Żegnaj, damo!” – rzuciłam jej ze smutkiem w myślach. „Masz sławę, ale nie masz wolności, więc muszę cię opuścić! Gdybyś zamiast drapieżnej łasiczki przygarnęła sobie kota, kto wie, może skusiłabym się kiedyś, aby po was wrócić?”.