Matka

Nie kochała ich, choć stanowiła dla nich jedyny znany im świat. Nie posiadając konkurencji, uzależniała swoje dzieci od siebie, traktowała z obojętnością, z którą nie każde umiało się pogodzić. Jak to możliwe, pytały, że z jednej strony jest tak wspaniałomyślna, a z drugiej tyle w niej bezwzględności? Owszem, zapewniała im warunki do życia, lecz obca jej była sprawiedliwość i ani myślała wszystkich traktować na równi. Jedni niezasłużenie mogli liczyć na jej przychylność, innym nie pomogły nawet próby obłaskawienia jej, przy czym preferowała silniejszych.

Największy respekt wzbudzała jej nieprzewidywalność. Zmienna i nielitościwa potrafiła jedną ręką coś dać, a drugą zniszczyć, wywołać wdzięczność lub złorzeczenia, oczarować bądź sobą przerazić. Była sobą, niezależnie od oczekiwań, jakie w niej pokładano, kierując się własnymi prawami, niekoniecznie korzystnymi dla wszystkich. Czy można kogoś pozbawionego wyższych uczuć oskarżyć o bezduszność i okrucieństwo? Byłoby to bezsensowne i z tego powodu, że absolutnie nie przejęłaby się takim osądem. Tych, którzy idealizowali ją, nie dopuszczając do siebie prawdy o niej, raniła równie bezpardonowo co pozostałych. Nie można było sobie zaskarbić jej łask, natomiast biada tym, którzy targnęli się na nią, gdyż po czasie oddawała im to z nawiązką. Co gorsza, jej nieludzka brutalność nie oszczędziła wówczas nikogo, kto znalazł się w zasięgu jej wybuchów. Potrafiła dziko się wściec, roznieść wszystko w pył, a nawet unicestwić.

W takiej szkole przetrwania jej dzieci szybko stawały na nogi, wyjątkiem były te, u których intelekt wyparł instynkty, ci dorastali dłużej. Większość z nich rozumiała, że lepiej trzymać się jej zasad i koegzystowali z nią w pokoju. Byli i tacy, którzy popadali w skrajność, wywyższając ją i zapominając, jak przewrotne bywa jej dobrodziejstwo! O ironio, przytulali się do niej bredząc o jej dobroczynnej energii, odnosili się do niej jak do bogini, marząc o więzi, na którą była niewrażliwa! To właśnie oni nazywali ją matką, Matką Naturą, chociaż ich los nie obchodził jej wcale, a to co im dała, trzeba będzie jej zwrócić…

Matka. Czy nie za duże to słowo dla czegoś, z czym łączą nas tylko atomy?

„Opowiadała to jedna z dziewcząt z grupy, która na znak protestu przeciw budowaniu autostrady, przykuła się do łańcuchami do drzew (za 1000 zł dziennie z konta Greenpeace’u). Otóż, ją właśnie przykuto trochę na podobieństwo ukrzyżowanej ofiary. Potem, po przepychance z policją i ucieczce jej kolegów, została na tym drzewie niespodziewanie sama. Sama jednak nie potrafiła się uwolnić z tych łańcuchów. Nikt po nią nie wracał. Ni stąd ni zowąd pojawiły się mrówki, które zaczęły chodzić jej po ciele i gryźć... Szamotała się wściekła, wołała pomocy, ale bez echa. Potem zjawiły się muchy, wieczorem komary, jakieś napastliwe ptaszysko... Ona, która dotychczas przyrodę oglądała na filmach, plakatach, na spacerach w parku i tak ją czule kochała, czuła ją teraz tak boleśnie, że przeklinała, płakała, nawet zemdlała ze strachu, gdy w nocy coś wrzasnęło nad nią... Czuła potem tylko smród ptasich odchodów. Kiedy rano uwolnił ją – spuchniętą, zabrudzoną, zziębniętą, zapłakaną – kpiący z niej leśniczy, powiedziała sobie, że nigdy więcej już nie będzie „ekologiczną dewotką”. Matka Natura okazała się macochą.”
RLG