Odwyk

Wzięłam go przez zaskoczenie, z samego rana. Początkowo był w szoku, toteż przyjął wiadomość bez jakiejkolwiek reakcji. Ospały po folgowaniu sobie w ostatnich dniach, nie odczuł jeszcze, co mu szykuję. Zaserwowałam mu świeżo wyciśnięty sok z marchwi, który na kilka godzin uśpił jego czujność. Pierwsze pomruki zniecierpliwienia dotarły do mnie bodajże po zmroku, jednak udałam, że ich nie słyszę. Potem przedwcześnie położyłam się spać, zabezpieczając się przed wieczornym atakiem. Drugi dzień był kryzysowy. Podsuwanie owoców na niewiele się zdało, grymasił i czepiał się, rozpraszał mnie przy pracy. Zakłócił mi też czas relaksu, a warczał już na tyle głośno, że chcąc go zagłuszyć, musiałam podkręcić głos w telewizorze. Następnego dnia zaniepokoiłam się lekko, ponieważ wszystkie oznaki protestu ucichły - żadnego nacisku, zero protestu. Nie dałam się zmylić i przewidywałam, że tak łatwo mi nie ustąpi. Istotnie, dzień czwarty potwierdził, iż była to tylko cisza przed burzą, która nadeszła nazajutrz. Jak nigdy wcześniej, już z samego poranka domagał się mojej uwagi, mniej lub więcej otwarcie przypominając o swoich potrzebach. Zignorował porcję witamin, nie chciał kawy ani herbaty, jogurt naturalny też go nie zadowolił. Nie sposób było mu dogodzić!


Widząc, że dotychczasowe metody buntu przestały na mnie działać, przeszedł do perfidnego urabiania mojej psychiki. Podważał sens i celowość narzuconych mu przemian, uzasadniając to krótkotrwałością efektu. Wmawiał mi, że dobrze jest jak jest, a za dążeniem do perfekcji kryje się chora ambicja. Kiedy i to nie poskutkowało, spróbował poprzez kompromis, przekonując, że idą święta, potem Sylwester, więc owszem, zgadza się, ale od nowego roku. Gorzej, że otrzymał poparcie ze strony kogoś, o kim myślałam, że był po mojej stronie. „On jest na głodzie, wykończysz go tak radykalną metodą!”, darł się na mnie głos rozsądku. Wtedy coś we mnie pękło, zaczęłam współczuć, uległam – i to było moim błędem.


Nieduża porcja w imię drobnego ustępstwa sprawiła, że minioną noc miałam z głowy. Absorbował mnie do białego świtu, domagając się mięty i ciepłych kompresów, ale nie narzekałam, gdyż sama byłam sobie winna. Przegranie jednej bitwy nie wyklucza jednak zwycięstwa! Moja wola miewa się dobrze, zaś nałogowiec-żołądek chwilowo skruszony i grzeczny. Dzisiaj zatem powrót do herbat ziołowych, owoców i jarzyn - jak dieta to dieta!